niedziela, 8 września 2013

Ostatni tydzien.



Ostatni tydzień upłynął jak z bicza strzelił. Wybory, depresja, tęsknota, wybory, płacz i jęki, nowy premier. Jak w kalejdoskopie. Emigracja nigdy nie będzie tylko piękną bajką. Żeby nie wiem jak starać się czerpać z niej jak najwięcej dobrego, czasami przychodzi po prostu CHOLERNA tęsknota za domem. I złapało mnie. Poważnie. Cały tydzień, 7 dni. Harnaś cierpiał bo spacery były krótsze, Z. cierpiał bo kontakt z zamyśloną mną był poważnie ograniczony. A ja po prostu musiałam sobie potęsknić. Musiałam pomyśleć, przeboleć, żeby przeszło. Nie przeszło. Jeszcze. Ale przejdzie jak zawsze. W końcu, zapewne szybciej niż myślę.

Kocham Australię, ludzi, styl życia. Ale chyba inaczej jest jak planujesz emigracje. Jak jesteś zły na swój kraj i po prostu chcesz uciec. Ja zła nie byłam i żyło mi się dobrze. Podjęłam decyzje, która według wszelkich aspektów, dla nas obojga była najlepsza. Nigdy nie będę jej żałować i jest tu wspaniale. Nie zmienia to faktu, że czasami po prostu brakuje mi znajomych twarzy na ruchliwych ulicach, mówienia w swoim własnym języku, obiadów u babci, kłócenia się z mama, Wojciecha w CAŁOŚCI i browara z Elena czy Mariuszem na "Strychu". W sumie to browara z kimkolwiek, gdziekolwiek byleby po polsku. Moich przyjaciół i ich psów co są mądrzejsze ode mnie (Ta której imienia nie można wymawiać :*). Lipowej. Balkonu na Sukiennej. Mojego wkurzającego brata, od którego wydębić uśmiech to zadanie graniczące z cudem, a mi parę razy się udało. Drobnych rzeczy. Po prostu. Po ludzku.

Za starym przysłowiem "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej". Problem w tym, że Australia, to nie Londyn czy Paryż. Od domu dzieli mnie 30-godzinny lot i przynajmniej 3000$. Faktem jest, że mieszkam teraz w "raju" na ziemi, ale ten raj mógłby być trochę bliżej Polski. CHOLERA.

Dość. Z. ku poprawie mojego nastroju, zabrał mnie dziś na krótką wycieczkę. Cape Bauer to malutki półwysep położony 2 km od Streaky Bay. Objechanie go "w całości" to około 40 km. Niby mały i na zadupiu ale przyciąga turystów z całego świata, bo można tu zobaczyć prawdziwe niezwykłości stworzone przez naturę. Problem w tym, że zaczyna się wiosna i wszelkie krwiopijcze stworzenia są teraz plaga, Nasza wycieczka była bardziej "bieganą" i "machaną" gonitwą niż kontemplacją otaczającego nas piękna.


Pierwszy przystanek: Hally's Beach. Od razu nam mówią, żeby uważać na węże, bo to także ich dom.


Oczywiście mój wierny towarzysz podroży Harnaś, musiał mieć trochę frajdy. Wiec się z nim mocowałam i ganiałam do utraty tchu.

Formacje skalne na Hally's Beach i moja ucieszona mordka.




Po plaży jak wspomniałam biegaliśmy, odganiając się od spragnionych naszej krwi much. Dobiegliśmy do samochodu po 30 minutach i powiem szczerze ze to i tak było długo, zważywszy na panujące warunki. Ruszyliśmy dalej, do znanych już nam "świszczących skał" i "dmuchających dziur". Nie moja wina, ze brzmi to okropnie po polsku.


Whistling Rocks i Blow Holes.

Dlaczego WHISTLING ROCKS? Wystarczy posłuchać.




Blow Holes to natomiast dziury w klifie z których "wystrzeliwuje" woda jak z małej armatki ^^

Mała dziurka w klifie.
I tak po 1.5h zakończyliśmy przygodę, bo obsiadły nas muchy. Wróciliśmy do domu.

Co do wyborów, Tony Abbott został nowym premierem Australii. Co to oznacza dla nas? Zaostrzenie przepisów emigracyjnych, wiec jeśli ktoś ma plany, żeby emigrować do Aus. radze to robić jak najszybciej.

3 komentarze:

  1. jak odblokują przepisy to wyślę Ci paczkę z toną cytrynówki, albo pójdę na strych z laptopem i przez skajpaja walniemy browarka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;* ty to zawsze wiedziałaś jak mnie pocieszyć
      !

      Usuń
  2. eh Gradzia, a myślisz, że w Polsce taka bajka? Ja odnoszę wrażenie, że jest coraz gorzej... ciesz się tym co masz! ja Australii tak szybko nie zwiedzę! :) Dzieli mnie 3000$ haha... a chętnie bym tam pomieszkała :) baw się dobrze :) / Marlena Sobolewska

    OdpowiedzUsuń